Wszystkie nasze wpisy o Islandii: Polecamy Wam wszystkie nasze wpisy na temat Islandii, które powstały po naszej podróży do tego niesamowitego kraju! Znajdziecie je poniżej tego tekstu. Na początek najlepiej zajrzeć do tych dwóch wpisów: Islandia – praktyczne podsumowanie islandzkich wakacji oraz Islandia – TOP 10 ( co warto
Co bym zrobiła, gdybym właśnie teraz, w 2022 roku, wpadła na pomysł przeprowadzki do Islandii? Po pierwsze najpierw odwiedziłabym ten kraj turystycznie – choćby na tydzień. Pozwiedzałabym trochę atrakcji turystycznych, a także Reykjavik, by sobie wyobrazić, jakby mi się w nim żyło.
Fiordy Zachodnie to najstarsza część Islandii, ma ponad 16 milionów lat. Na Westfjords nie znajdziemy aktywnych wulkanów i pól lawowych, jak w innych częściach Islandii. Zamiast tego znajdziemy tu kręte drogi położone na wysokich , zielonych fiordach, z których rozpościerają się niewiarygodne, zapierające dech w piersiach widoki.
Historie z opuszczonej Islandii” (wydanie drugie), Wydawnictwo Otwarte, 2022 Choć wiem, że Szepty z 2017 roku towarzyszyły wielu osobom w podróżach na
Opisy. W środku arktycznej tundry dochodzi do katastrofy. Rozbija się samolot z jedynym pasażerem. Samotny podróżnik wyciąga ze zrujnowanej maszyny wszystko co może być potrzebne i rusza przed siebie, ale mimo swoich najlepszych starań, jałowy krajobraz oferuje mu niewielką nadzieję na ratunek.
Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Nợ Xấu. Dlaczego na Islandii nie ma komarów? Dlaczego mają specjalną apkę randkową? Co to jest Hákarl? Nie wiesz? Przeczytaj! #1. Islandczycy opracowali aplikację, która informuje ich, czy są spokrewnieni z osobą, z którą się spotykają Ponieważ na Islandii żyje zaledwie 370 000 osób, a napływ ludności z zewnątrz jest znikomy, to mogą zdarzyć się przypadki, że na randce trafi się kogoś z bliższej i dalszej rodziny czy z dalekimi kuzynami. Dlatego też aplikacja sprawdza stopień pokrewieństwa na podstawie bazy danych Islandczyków i zezwala bądź zabrania im randek. #2. Światła drogowe mają czerwone serca zamiast czerwonych kół Wszystko po to, by podnieść ludzi na duchu i poprawić im samopoczucie #3. Rodzice często zostawiają swoje dzieci na drzemkę podczas mrozów Islandczycy uważają, że spanie na mrozie wzmacnia układ odpornościowy dziecka. Tak więc nawet w niskich temperaturach, podczas popołudniowej drzemki, zostawiają swoje dzieci na zewnątrz. #4. W nocy od 21 maja do 30 lipca nie robi się ciemno W okolicach przesilenia letniego w północnej Islandii i na Fiordach Zachodnich (Vestfirðir) słońce jest widoczne przez 24 godziny. Z kolei w Reykjavíku (stolicy Islandii) słońce zachodzi na kilka godzin, ale niebo nie ściemnia się, co pozwala czytać książkę na zewnątrz nawet w środku nocy. #5. Islandczycy prowadzą rury podgrzewające chodniki po to, by zimą ich nie odśnieżać Oprócz oczywistej korzyści jaką są zimą wolne od śniegu chodniki jest także korzyść finansowa. Mianowicie po okresie zimowym chodniki nie wymagają remontów. #6. Hotele bąbelkowe Idealne miejsce, by spędzić noc rozkoszując się widokiem ciemnego gwieździstego nieba oraz – przy odrobinie szczęścia – zorzy polarnej. #7. Nie ma komarów Temperatura na wyspie rośnie i spada bardzo szybko, a jednego zimowego dnia ludzie mogą przeżyć 4 pory roku. I chociaż występuje tu ponad 1300 rodzajów owadów, komary nie mogły przetrwać drastycznych zmian temperatury. #8. Hákarl – czyli zgniły rekin – to ich przysmak Hákarl to tradycyjna potrawa islandzka przygotowywana z fermentowanego mięsa rekina polarnego. Dlaczego mięso rekina polarnego poddaje się fermentacji? Świeże mięso rekinów polarnych nie może być bezpośrednio spożywane ze względu na obecność dużej ilości tlenku trimetyloaminy, której metabolit – trimetyloamina – jest uważany za odpowiedzialny za zatrucia tym mięsem opisywane u ludzi i psów. U prawie wszystkich ryb chrzęstnoszkieletowych płyny ustrojowe zawierają duże ilości mocznika, większe niż tolerowane przez inne kręgowce, co jest związane z osmoregulacją. Dzieje się tak ze względu na udział nerek w wychwytywaniu mocznika z moczu i wprowadzaniu go z powrotem do krwi. W procesie fermentacyjnym amoniak uwalnia się, a mięso staje się jadalne, mięknie i przybiera konsystencję galaretowatą. #9. Monety Krónur, islandzka waluta, przedstawiają one na rewersie narodowe gatunki morskie #10. Jedna z głównych ulic w Reykjaviku jest pomalowana na kolory tęczy Dla Islandczyków ta ulica jest oznaką radości i wsparcia dla różnorodności. #11. Na Islandii wcale nie jest tak zimno Średnia roczna temperatura na całej wyspie oscyluje wokół 1-2 stopni Celsjusza. Dla porównania w Kanadzie w środku lata na północy kraju mamy temperaturę wynoszącą -5 stopni Celsjusza. #12. W sklepach z pamiątkami są w sprzedaży puszki ze świeżym powietrzem z Islandii Możesz także kupić takie powietrze w puszce pod ciśnieniem. Jest tam to samo powietrze, tyle że sprężone.
Przenosiłem ostatnie torby, które od tygodni leżały ciśnięte w jeden kąt. Gdy podniosłem ostatnią, wytoczyła się z niej kolorowa puszka. Zdziwiony, złapałem ją i dokładnie obejrzałem, zastanawiając się, skąd się tutaj wzięła. Mała, kolorowa, z napisami po angielsku, obklejona dodatkową etykietą. Zaraz mnie olśniło – to małe piwo imbirowe, które przywiozłem sobie z Islandii. Tych małych puszeczek można było znaleźć tony w tamtejszych sklepach – u nas ciężko wyhaczyć ten napój wziąłem łyk. Imbir zaczął lekko piec mnie w i smak napoju od razu przeniósł mnie myślami do w którym pierwszy raz otworzyłem taką puszkę. Wracałem wtedy z zakupów, kilka tysięcy kilometrów od powoli słońce,mimo, że było kilkanaście minut po piętnastej. Wzeszło niewiele wcześniej – chwilę przed jedenastą, utrzymywało się minimalnie nad horyzontem i zaczęło kierować w dół. Zimowe islandzkie dni są rajem dla fotografów pod jednym względem – światło, jeśli już w ogóle jest, to ciągle jest dobre – słońce albo zachodzi, albo wschodzi. Problem tylko w tym, że przez jakieś 20 godzin na dobę słońca nie ma w ogóle. Krążyłem pomiędzy górami, po prawej stronie świecił na różowo potężny lodowiec, po lewej widać było tylko bezkresny ocean, a przede mną górował potężny masyw nie były tak zatłoczone, jak latem. Latem jest w miarę ciepło, nie pada tak często, i nie wieje zbyt zima… zima to zupełnie inna bajka. Standardem są sztormy, które nawiedzają tę wyspę, i na kilka dni zamykają wszystkie urzędy, szkoły oraz drogi. Zdarzają się takie dni, gdy wieje tak potężnie, że naprawdę ciężko jest się ruszyć z miejsca i nie zostać przewróconym przez wichurę – pamiętam, gdy jednego dnia jechaliśmy w takich warunkach do pracy. Kilkanaście dni temu dziesiątki turystów utknęły gdzieś na Islandii w sali gimnastycznej – właśnie z powodu są specyficzniGdy z nimi rozmawiasz, często nie wiadomo, czy mówią serio, czy żartują. Większość z nich ma masę pieniędzy – z biednego, rybackiego kraju stali się turystyczną potęgą. Ale każdy z nich pamięta, jak wyglądało życie jeszcze kilkanaście lat temu, i widać to doskonale. Nikt nie jest przemądrzały, nikt się nie wywyższa. Mimo, że dawno mogliby odpuścić sobie pewne czynności i zająć się bardziej dochodowymi zajęciami, wciąż pielęgnują swoje owce, łowią ryby, i… wierzą w piwo przypomina mi kraj, w którym mimo, że w ciągu roku jest tu dziesięć razy więcej turystów, niż mieszkańców, wciąż można poczuć się bardzo samotnie i zostać sam na sam z piękną, surową w którym natura nieustannie przypomina o swojej potędze. Pokazuje, kto tu rządzi, i często to ona wyznacza rytm życia. Ludzie dostosowują się tu do niej, a nie na w którym w piękny sposób dba się o tradycję i w którym nie musisz martwić się o to, czy zostawiłeś otwarty samochód. Nie ma to żadnego znaczenia. Chyba, że zostawiłeś otwarte drzwi na oścież – musisz uważać, żeby nie urwał Ci ich tak wymieniać i wymieniać kolejne zalety. Gorące źródła, niesamowite widoki, przepiękne zorze polarne, dwudziestoczterogodzinny dzień latem… Ale to nie są główne zalety Islandii. To, przepiękne wodospady i inne cuda doceniasz, gdy przyjedziesz na kilka dni, zwiedzić najpiękniejsze islandzkie gdzie rządzi naturaAle gdy zaczniesz tam mieszkać, zaczynasz dostrzegać inne rzeczy. Twój dom leży co najmniej kilometr od najbliższego sąsiada, a gdy ktoś puka do drzwi, to zapewne… potrzebuje pomocy. Do mnie zapukano dwukrotnie – raz turyści pomylili adres, chcieli trafić do hotelu. Innym razem komuś poszła opona w przyczepce, próbowaliśmy ją zmienić, ale nie dało rady. Zostawił przyczepkę na podjeździe, podjechał po nią następnego świadomość, że tutaj rządzi przyroda. Potężne wiatry i sztormy. Burze śnieżne, ulewy. To najmniejsze z zagrożeń. Wokół czekają dziesiątki wulkanów, z których kilka może w każdej chwili się obudzić, wyrzucić w powietrze setki ton pyłów i odciąć Islandię od reszty świata na długie tygodnie. Trzęsienia ziemi, powodzie spowodowane topniejącymi na Islandii często jest walką, czasem trudną, ale przyjemną. To tutaj potrafisz naprawdę docenić suchy kąt czy dach nad głową.***Wypijam ostatni łyk. Zgniatam puszkę i wrzucam niedbale do kosza. Siadam do laptopa i powoli otwieram stronę z biletami lotniczymi. Miejsce docelowe – wyjeżdżałem, wiedziałem, że wrócę. I wracam, jeszcze w tym roku. Walczyć ze śnieżycami, sztormami, by znów móc wstać rano, przeciągnąć się i móc wypić pyszną kawę, u stóp potężnego wulkanu, patrząc przez okno na arktyczne wody Oceanu Atlantyckiego, którego fale rozbijają się o czarny, islandzki piasek.
Życie na Islandii. Dla jednych spełnienie marzeń, dla innych coś zupełnie niewyobrażalnego. Z jednej strony nieprzewidywalność pogody, wszechobecna drożyzna, tęsknota za domem i egipskie ciemności przez kilka miesięcy w roku. Z drugiej strony kosmiczne krajobrazy, o jakich marzy każdy podróżnik, wulkany, lodowce, gejzery, czyste powietrze, hygge, społeczne zaufanie, szacunek do człowieka i święty spokój. Jaka tak naprawdę jest Islandia? Jak się żyje na Wyspie Ognia i Lodu? Poznajcie historię naszej wspaniałej czwórki przyjaciół: Oli, Tomka i ich córeczek Klary i Kaliny, którzy trzy lata temu przeprowadzili się na Islandię po – jak sami mówią – przygodę życia. Z Olą i Tomkiem poznaliśmy się 2 lata temu, ostatniego dnia naszego pobytu na Islandii z Jasiem i Manią (poczytacie o nim TU). Na dworze szalała wichura z deszczem padającym w każdym możliwym kierunku a odlot naszego samolotu przesuwał się z godziny na godzinę. Ci – jak się okazało – najserdeczniejsi ludzie świata przyjęli naszą czwórkę pod swój dach, nakarmili i podzielili się tym, co mieli najlepszego: otwartym sercem. Potem poszło już szybko. Nasze polsko-islandzkie ścieżki zaczęły się splatać a przyjaźń zacieśniać, dzięki czemu Tomek został naszym najlepszym na świecie islandzkim przewodnikiem w Moon&Back – naszym kameralnym biurze podróży. To jak, gotowi na przygodę życia Oli i Tomka? :) Życie na Islandii. Ola i Tomek w poszukiwaniu przygody życia, fot. Lesław Kanikuła O tym przeczytasz1 Skąd pomysł na życie na Islandii?2 Początki z reguły zawsze bywają trudne3 Jedziemy na Islandię i co?4 Życie na Islandii: jak przeżyć z pensji emigranta?5 Polacy na Islandii na ratunek! Czy faktycznie?6 Klara, przedszkole, nowy język7 Polska i Islandia. Różnice w standardzie wychowywania dzieci8 Islandzka Kalinka – moja historia porodowa9 Urlop macierzyński na Islandii10 Islandczycy – czy łatwo się z nimi zaprzyjaźnić?11 Życie na Islandii – towary eksportowe12 Egipskie ciemności vs białe noce. Co gorsze?13 Islandzka kuchnia14 Za co kochamy Islandię?15 Życie na Islandii a powroty do Dołącz do nas! Skąd pomysł na życie na Islandii? Na to pytanie lubimy odpowiadać przewrotnie: bo nie zdecydowaliśmy się na Wyspy Owcze. Na Islandii mieszkamy od marca 2017 roku. Dwa miesiące po naszym ślubie podjęliśmy decyzję, że na jakiś czas opuszczamy Polskę i ruszamy na poszukiwanie przygód. Padło na Reykjavik, ze względu na przeświadczenie, że znajdziemy tam hygge, czyli skandynawski dobrostan ducha. Nie byliśmy zmęczeni Polską, po prostu stwierdziliśmy, że ze względu na naszą niespełna 3-letnią córkę Klarę, to będzie dobry moment, żeby spróbować czegoś nowego. Uznaliśmy, że gdy Klara będzie większa, bardziej świadoma, ciężej będzie nam zdobyć się na odwagę, żeby wyjechać. Początki z reguły zawsze bywają trudne Tuż po podjęciu decyzji o przeprowadzce zaczęły nami targać różne emocje. Wtedy baliśmy się zwłaszcza o Klarę, którą wyrwaliśmy z ukochanego przedszkola i od najdroższych dziadków i rodziny. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Klara świetnie zaadoptowała się do nowej sytuacji i po kilku dniach zaczęła chodzić do opiekunki. Niespodziewanie to ja, Ola, zaczęłam mieć największe wątpliwości. Chciałam wracać do domu. Tym bardziej, że już po kilku tygodniach okazało się, że jestem w upragnionej ciąży z Kalinką. Ilość niewiadomych była bardzo przytłaczająca. Musieliśmy uczyć się funkcjonowania w zupełnie nowej społeczności: kulturze, która jest inna od tego, co oswojone w Polsce. Jedziemy na Islandię i co? Jechanie na żywioł nie wchodziło w grę. Ten i tak szalony plan musiał być dopracowany w najmniejszych szczegółach ze względu na naszą córkę. Wiedzieliśmy, że w tamtym czasie na Islandii pracę znajdowało się w ciągu kilku dni. Naszą zmorą okazało się poszukiwanie mieszkania. Na Islandii panował/panuje ogromny kryzys mieszkaniowy, a ceny mieszkań są wręcz nieprzyzwoicie wysokie. Na szczęście mieszkającej na wyspie koleżance udało się znaleźć nam malutkie M1. W wyjazd w jedną stronę zainwestowaliśmy całe oszczędności. Nasze nowe, puste wtedy mieszkanko udało się urządzić z pomocą nowych znajomych, często obcych ludzi, którzy dzielili się z nami pościelą, naczyniami… Zgodnie z oczekiwaniami w krótkim czasie znaleźliśmy zatrudnienie. Tomek w fabryce papieru, a ja w fabryce ciastek. Byliśmy przygotowani na to, że na początku praca, którą znajdziemy będzie zdecydowanie poniżej naszych kwalifikacji. Życie na Islandii. Ola i Tomek w poszukiwaniu przygody życia, fot. Lesław Kanikuła Życie na Islandii: jak przeżyć z pensji emigranta? Na początku życie na Islandii nie należało do najprzyjemniejszych. Pierwszymi pensjami spłacaliśmy zaciągnięte kredyty. Za kolejną pożyczkę kupiliśmy samochód. Nie było łatwo, bo ceny życia na Islandii są bardzo wysokie. Początkowe tygodnie spędziliśmy na powolnym odkrywaniu naszej okolicy. Zanim pierwszy raz ruszyliśmy do centrum i swobodnie w kawiarni wypiliśmy kawę, minęło sporo czasu. Każdą zarobioną islandzką koronę obracaliśmy w palcach kilka razy przed jej wydaniem. Było ciężko, ale była to dla nas ogromna lekcja pokory. Bardzo ten czas szanujemy i wspominamy go z rozrzewnieniem. Polacy na Islandii na ratunek! Czy faktycznie? Tak, Polacy na Islandii okazali się bardzo pomocni. Zwłaszcza nasi znajomi, których poznaliśmy w hotelu robotniczym, naszym pierwszym miejscu zamieszkania. Tuż za ścianą mieszkała samodzielna mama z dwiema córkami, która kilka miesięcy wcześniej przeprowadziła się z Polski. Kilka mieszkań dalej mieszkali znajomi, którzy pomogli nam w przyjeździe, wtedy już 3 lata na Islandii. To na nich zawsze mogliśmy liczyć i prosić o pomoc. Zresztą dalej możemy na sobie polegać. Później w naszym życiu pojawili się jeszcze inni Polacy, którzy podali nam pomocną dłoń. Mieliśmy szczęście! Klara, przedszkole, nowy język Klara poszła do islandzkiego przedszkola pół roku po przyjeździe na Islandię. Jednak, jak się okazało potem, mogliśmy wnioskować o przyjęcie jej do przedszkola jeszcze przed przyjazdem. Udało się ją zapisać do przedszkola najbliżej naszego ówczesnego miejsca zamieszkania. Był to strzał w dziesiątkę. Nauka języka nie zawsze przebiegała gładko, ale podejście kadry nauczycielskiej, przygotowanej do edukacji dzieci obcego pochodzenia, było absolutnie cudowne. Zarówno Klara, jak i my, byliśmy na bieżąco informowani o postępach, problemach, małych radościach. Pomimo przeprowadzki do innej części Reykjaviku, Klara nadal pozostała w swoim przedszkolu. Po pierwsze uznaliśmy, że przerzucanie jej do kolejnej placówki mogłoby być dla niej bardzo trudne, a po drugie, my też zaprzyjaźniliśmy się z jej nauczycielami. Wkrótce do Klary dołączy Kalinka, więc nasza przygoda z przedszkolem Arborg będzie trwała jeszcze długo i szczęśliwie. A islandzki Klary jest naszą dumą – jest dwujęzyczna. Życie na Islandii. Ola i Tomek w poszukiwaniu przygody życia, fot. Lesław Kanikuła Polska i Islandia. Różnice w standardzie wychowywania dzieci Jeszcze będąc w Polsce nie zgadzaliśmy się z panującymi w polskich przedszkolach i szkołach standardami wychowywania dzieci na świeżym powietrzu lub raczej jego braku. Irytowały nas też wszechobecne reklamy leków w radiu i telewizji. Życie na Islandii okazało się być dla nas rajem wychowawczym. W naszym przedszkolu dzieci powyżej 3 wychodzą na przedszkolne podwórko 2 razy dziennie po ok. 1,5 godziny. Jedynym ograniczeniem jest mróz poniżej minus 8 st. C i mocna wichura. Podczas 2-letniego pobytu Klary w przedszkolu takich dni było maksymalnie 6. Po przedszkolu często spędzamy czas na świeżym powietrzu w cieplutkim basenie – im zimniej na zewnątrz tym lepiej! Niczym niezwykłym nie są też wystawione przed budynkami wózki ze śpiącymi w środku dziećmi: przed żłobkiem lub kawiarnią, kiedy rodzice akurat piją kawę. Czujemy się tu bezpiecznie. Islandzka Kalinka – moja historia porodowa Dwie ciąże, dwa porody i dwa kraje. Różnica kolosalna i ogromny plus dla Wyspy. Zdrowa ciąża na Islandii w całości prowadzona jest przez położną. Z ginekologiem spotyka się tylko podczas “połówkowego” USG (jest to z reguły jedyne USG w ciąży) i w przypadku cesarskiego cięcia. Spotkania z położną są na początku co miesiąc. Od 8 miesiąca co tydzień, a w zależności od potrzeb przyszłej mamy nawet co dwa dni. Kobieta w ciąży jest traktowana jak zdrowa, pełnosprawna osoba. Dlatego też bardzo często ciężarne pracują nawet do ósmego czy dziewiątego miesiąca – wtedy oczywiście w odpowiednim wymiarze godzin. Ja od połowy 7 miesiąca pracowałam na 50% etatu, a na chorobowe przeszłam na 4 tygodnie przed porodem. Słowem, które ciśnie mi się na usta kiedy myślę o moim życiu na Islandii, w tym o porodzie, to szacunek. Szacunek położnej do rodzącej, jej partnera, szacunek dla intymności tego momentu i w końcu szacunek dla dziecka. Tylko 13% porodów na Islandii kończy się cesarskim cięciem. Ja niestety byłam w tym niewielkim odsetku. Jednak pomimo nieplanowanej cesarki był przy mnie mój mąż, którego do towarzyszenia mi przygotowała podczas szybkiej rozmowy pani psycholog. O drugiej w nocy, kilka godzin po porodzie, na salę, w której byliśmy w trójkę, wjechała skromna kolacja ze świecą. Po wyjściu ze szpitala, przez kolejne 2 tygodnie rodziców i maluszka odwiedza położna: pomaga, doradza, monitoruje sytuację. Wyłapuje też baby blues! Jeśli kolejny poród, to tylko na Islandii! Urlop macierzyński na Islandii Główne zasady urlopu po urodzeniu maluszka można streścić tak: trzy miesiące urlopu dla mamy, trzy miesiące obowiązkowego urlopu dla taty, trzy miesiące do podziału pomiędzy obydwoje rodziców. Urlop macierzyński/tacierzyński można wykorzystać do dwóch lat od urodzenia dziecka. Wysokość zasiłku oblicza się na podstawie zarobków sprzed zajścia w ciążę i trzech pierwszych miesięcy ciąży. Kwota wynosi ok. 80% zarobków. Jeśli czas pracy był krótszy, obowiązują zasady minimalnego zasiłku. Uff! Jednym słowem: to bardzo krótko! Maksymalny czas 6 miesięcy dla mamy, która chce pozostać z maluszkiem i np. kontynuować karmienie piersią to abstrakcja. Zasiłek można “rozciągnąć”, ale nawet zdaniem rodowitych Islandek, kwota po przeliczeniu należy raczej do niskich i wtedy cały ciężar utrzymania rodziny spoczywa na mężu. Z drugiej strony cudownym rozwiązaniem jest 3-miesięczny tacierzyński, który tatę stawia na równi z mamą. Nie ma tu więc ani mniej, ani bardziej zaangażowanego rodzica. Przynajmniej w teorii. Islandczycy – czy łatwo się z nimi zaprzyjaźnić? Naszą najbliższą islandzką znajomą jest nasza 76-letnia sąsiadka z naprzeciwka. Absolutnie cudowna osoba z doskonałą znajomością angielskiego, co na Islandii jest standardem. I to chyba język jest tym, co ostatnio, oprócz dewastacji środowiska naturalnego Islandii przez nieodpowiedzialnych turystów, porusza Islandczyków. W związku z tym, że 95% społeczeństwa mówi doskonale po angielsku, przyjezdni często nie podejmują nawet próby nauki języka islandzkiego. Dlatego często słyszy się głosy, że w sklepach i restauracjach na jednej z głównych ulic Reykjaviku nie można dogadać się zupełnie w ich języku ojczystym. Bardzo smutne zjawisko. A co do znajomości, przyjaźni…To proces bardzo długotrwały. Tomek ma w gronie znajomych z pracy wielu Islandczyków. Są to jednak na razie znajomości niewykraczające poza tę sferę. Islandczycy są w większości bardzo przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców. Dodatkowo, nas, Polaków, lubią i szanują za naszą pracowitość i kompetencje. Jednak, przez lata naszego mieszkania na Islandii nie zostaliśmy jeszcze nigdy zaproszeni na wspólne oglądanie Eurowizji. Byłby to krok milowy w naszych rodzinnych relacjach polsko-islandzkich – Eurowizja to dla nich świętość. Życie na Islandii – towary eksportowe Jest kilka rzeczy, które chcielibyśmy przenieść z Islandii do Polski. Tomek chciałby na pewno mieć pod nosem lodowce i baseny ogrzewane lawą (w wielkim skrócie!), a więc w zestaw wchodzą też wulkany. Ja chciałabym mieć Kennitala. Jest to bardzo pojemny islandzki numer w rodzaju naszego PESELu, który z jednej strony świadczy o inwigilacji państwa, a z drugiej jest taaaki wygodny w użyciu: od sklepu z elektroniką, po lekarza pierwszego kontaktu. Zabrałabym do Polski także prężnie działające związki zawodowe i zaufanie człowieka do człowieka. A co nam przeszkadza? Nieustannie drożejące życie i tęsknota za rodziną i przyjaciółmi. Egipskie ciemności vs białe noce. Co gorsze? Życie na Islandii można podzielić na dwie pory roku, które albo się lubi albo nie. Ale co człowiek, to inna opinia. Mnie przeszkadzają białe noce, bo pomimo zaciemniających rolet, dzieci nie czują czasu na spanie i dzień rozciąga się niebezpiecznie. Z kolei Tomek źle funkcjonuje, gdy od października do lutego mamy tylko kilka godzin jasności lub wręcz szarówy za oknem. Islandczycy bardzo dbają o swój komfort psychiczny podczas długich nocy i rozświetlają lampkami swoje domy, a wręcz całe miasta! Uroczy widok! Na rozproszenie ciemności jest jeszcze kilka innych sposobów, np. wspomniane już baseny na świeżym powietrzu, gdy woda paruje a na zewnątrz jest tak zimno, że zamarzają włosy na głowie albo oglądanie z okna zorzy polarnej. Islandzka kuchnia Islandzka kuchnia tradycyjna opiera się na produktach, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu jako jedyne były dostępne na Wyspie. Tylko 1% powierzchni Islandii nadaje się pod uprawę. W dzisiejszych czasach tworzone są szklarnie, ogrzewane dzięki wysokiej aktywności wulkanicznej Wyspy. Hoduje się w nich wszystko: od kwiatów, na truskawkach i bananach! skończywszy. Bardzo wiele produktów sprowadza się też z Europy, Stanów Zjednoczonych itd. Wybór jest więc nieporównywalnie większy niż jeszcze przed kilkudziesięcioma laty. A wcześniej jedzono to, co znajdowało się w morzu albo co dało się wypasać: czyli głównie owce. Do dziś główną podstawą diety są ryby na 1000 sposobów, jak na przykład Plokkfiskur – nazywany też przysmakiem rybaka, danie jednogarnkowe składające się z ryby, ziemniaków i dużej ilości śmietany! Ma być tłusto i sycąco! Innym tradycyjnym daniem jest lamba, czyli owca, czy to w tradycyjnej zupie mięsnej lambasupp, czy pieczona barania głowa przy akompaniamencie ziemniaków i rzepy. Sfermentowanego rekina na Islandii jada się rzadko, a sfermentowaną płaszczkę tylko w Święta Bożego Narodzenia. Moim faworytem jest pyszny rúgbrauð, czyli słodki chlebek islandzki wypiekany tradycyjnie w dołach wykopanych w okolicach gorących źródeł, gdzie ziemia osiąga temperaturę ok. 100 °C. Za co kochamy Islandię? Wspólnie kochamy Islandię za lekcję pokory, którą dostajemy, ale też za pozytywne szaleństwo, którego doświadczamy. Tomek kocha Islandię, bo dała mu szansę na ponowne odkrycie swojej pasji: bycie przewodnikiem, który codziennie doznaje cudu natury i może tą miłością zarażać innych. A ja za poznanie mechanizmu zaufania, którego tak brakuje w Polsce, za piękny poród i cudowną opiekę nad naszymi dziećmi. Kocham też Islandię za to, że dopiero tu poczułam jak kocham Polskę. Życie na Islandii. Ola i Tomek w poszukiwaniu przygody życia, fot. Lesław Kanikuła Życie na Islandii a powroty do domu Jesteśmy małżeństwem, rodziną, parą przyjaciół, którą oprócz wspólnego znaku zodiaku łączy permanentny głód świata i zapachu przygody. Mamy wiecznie niezaspokojoną ciekawość i głos z tyłu głowy, który nam mówi, że “wszystko mogę …”. Niemniej jednak wiemy, że nasze dzieci potrzebują domu, stabilizacji i… szczęśliwych rodziców. Dlatego też nasz plan na najbliższy rok zakłada powrót na Podkarpacie, bliskość babć i dziadków, nasycenie przyjaciółmi. A co będzie później? Sami nie wiemy, gdzie nas poniesie. Zdjęcia: Lesław Kanikuła ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ ❥ Dołącz do nas! ❥ Będzie nam super miło, jeśli polubisz nasz profil na Facebooku i zaobserwujesz nas na Instagramie. ❥ Zapraszamy też do naszej grupy na Facebooku Aktywni Rodzice – co fajnego można robić z dziećmi. Zarażamy w niej energią do rodzinnego podróżowania i aktywnego spędzania czasu z dzieciakami. ❥ Kochasz Islandię tak jak my? Zapraszamy do drugiej naszej grupy na Facebooku Islandia Forum – wymieniamy się tam doświadczeniami i ciekawostkami związanymi z Islandią. ❥ A może marzysz o podróży na Islandię ale nie wiesz od czego zacząć? Wejdź na nasz księżyc – Zabierzemy Cię w podróż życia! #robniemozliwe
Przedłużoną majówkę 2013 spędziliśmy na Islandii. Czy było warto? Napiszę tak: Jeśli lubicie naturę i zastanawiacie się czy najpierw odwiedzić Norwegię czy Islandię, bez wahania wybierzcie ten pierwszy kraj. Norweskie fiordy są piękne, ale przy islandzkich krajobrazach wyglądają jak ubogi krewny. Cześć! Fajnie, że nas czytasz. Poniżej znajduje się poradnik dotyczący pobytu na Islandii. Jeśli uznasz, że potrzebujesz więcej informacji, gorąco polecamy ci tekst "Islandia: Ile kosztuje wyprawa, jak ograniczyć koszty i znaleźć tani nocleg", w którym znajdziesz garść bardziej praktycznych wskazówek. A jeśli interesuje cię islandzka historia współczesna, to może zainteresować cię nasz tekst o tym, jak to na Islandii było z prohibicją. A było bardzo ciekawie, bo okazuje się, że Islandczycy musieli pić, aby uchronić kraj przed bankructwe. No nic, nie przeszkadzamy dłużej i zapraszamy do lektury. Na Islandii byliśmy równo tydzień. W tym czasie zrobiliśmy grubo ponad półtora tysiąca kilometrów, objeżdżając w całości drogę krajową numer 1, która okrąża cały kraj i jest położona obok największych turystycznych atrakcji tego kraju. Nie była to jednak wyprawa łatwa. Dość powiedzieć, że wybierając się tam popełniliśmy masę błędów. Dlatego gorąco polecając ten kraj, ogłaszamy co następuje ku przestrodze. 1. Jeśli lecąc na Islandię, mówisz sobie: „E tam, nie potrzebuję czapki ani rękawiczek. Całą zimę w Polsce przechodziłem bez, to i tam sobie poradzę”, to mamy dobrą radę. Weź ze sobą rękawiczki, czapkę i szalik, a 120 zł, które wydasz na ten cel na miejscu (taniej nie dostaniesz tego zestawu, sprawdziliśmy), przelej proszę na konto o numerze 13 1140 2004 0000 3802 6520 8795. Z dopiskiem „Weekendowym za dobrą radę”. 2. Jeśli myślisz sobie, że spokojnie dasz radę na Islandii biorąc jakąś lekką wiatrówkę czy inną kurtkę wiosenną, to podejdź teraz do szafy, otwórz ją, zrób trzy kroki w tył, nabiegnij i z całej siły uderz się w ten pusty łeb. A następnie spakuj jakąś solidną kurtkę – preferowany jest lekki, ale nieprzepuszczalny uniform narciarski. 3. Jeśli myślisz, że jedna ciepła bluza wystarczy Ci na cały wyjazd, to: a) Patrz punkt 2. b) Mamy nadzieję, że lubisz chodzić cały tydzień w jednej bluzie, bo najprawdopodobniej czeka Cię taki właśnie los. c) A jeśli jesteś facetem i przewidująco wziąłeś ze sobą dwie bluzy, to się nie ciesz: będziesz chodził w jednej bluzie cały tydzień, a drugą pożyczysz małżonce, której walizka pełna jest tyle pięknych, co średnio praktycznych sukienek. 4. Jeśli myślisz sobie: „Co Ty mi tu pier…? Przecież na pisali, że będzie 8-9 stopni przez cały tydzień”, to patrz punkt 2. Tylko zamiast szafy użyj swojego monitora. Ewentualnie możesz napisać maila do Anonymous z prośbą o włamanie się na i w miejscu prognozy pogody dla Reykjaviku wpisanie jakichkolwiek cyferek. Gwarantuję, że będzie to prognoza równie prawdopodobna jak ta przed włamaniem. 5. Na Islandii wieje. Choć bardziej wiarygodnie byłoby napisać: WIEJE. Jak bardzo wieje? Posłużę się w tym miejscu anegdotą. Pierwsze dwie noce na Islandii spędziliśmy w domku położonym 10 kilometrów od Reykjaviku. Warunki super – ogromny salon, kominek, klimatyzacja i jaccuzi, nieopodal wielki ogród, jezioro i jakieś 150-200 metrów do recepcji. Piszę o tym nieprzypadkowo – wiało tam tak bardzo, że gdy pani właścicielka miała do nas jakąś sprawę, to nie szła do nas z buta, tylko wsiadała w samochód i pruła te 150 metrów. Podobnie było, gdy my chcieliśmy coś załatwić. 6. Jeśli jadąc na Islandię zamierzasz załadować całą walizkę zupkami w proszku i innym polskim żarciem ze strachu przed islandzką drożyzną, to współczujemy Twojemu żołądkowi i dementujemy częściowo plotki o wyspiarskiej drożyźnie. Owszem, wiele rzeczy jest bardzo drogich: drogo jest w większości hosteli/hoteli/pensjonatów, drogo jest w restauracjach, ale już w sklepach, zwłaszcza sieciowych, ceny są zbliżone do polskich lub jest minimalnie drożej. Najtaniej jest w sklepach sieci Bonus z charakterystyczną uśmiechniętą świnią w logo. Bonusy są dostępne w każdym większym mieście – w tym miejscu warto napisać, że przez duże miasto na Islandii rozumiemy miejscowość zamieszkaną przez powyżej 2-3 tys. mieszkańców. A jak chcesz oszczędzać, to w Bonusach mają nawet zupki chińskie – smakują równie parszywie jak w Polsce i kosztują praktycznie tyle samo lub taniej. A do tego jest jeszcze jedna zaleta –w islandzkich sklepach dostaniesz tylko wodę gazowaną. Chcesz niegazowaną? Odkręć kran w swoim hotelu i pij do woli. Tak, to nie Polska, ta woda jest zdrowa i świetnie smakuje [EDIT: Potwierdzam, polska woda też jest zdatna do picia, choć będę się kłócił, że smakowo lepsza jest ta z Islandii. I nie jest to efekt placebo]. W każdym lokalu na starcie dostajesz olbrzymi dzban wody z lodem. Miła odmiana po warszawskiej konieczności płacenia 5 zł za 0,2-litrową buteleczkę śmierdzącej kolą Kropli Beskidu. 7. Jeśli wynajmujesz samochód, to raczej nie decyduj się na Nissana Note. Mały ma to bak, mały silnik, a przy tym jest relatywnie duże i żre niewyobrażalne ilości paliwa. Lepiej chyba zainwestować w Hyuandaia albo Toyotę Avensis 8. Wynajęcie auta w Islandii jest chyba jedyną możliwą opcją. Owszem, w Reykjaviku działa wiele biur turystycznych, które z największą rozkoszą zabiorą cię do Złotego Kręgu i każdej innej atrakcji, jaką sobie wymarzysz, ale to kosztuje. I to dużo. Są też oczywiście autobusy, które kursują między największymi miastami Islandii, ale tu akurat wada jest taka, że nie zawsze zatrzymują się w ciekawych miejscach. A z doświadczenia wiemy, że jak z daleka widzisz charakterystyczny symbol „ciekawego miejsca” przy drodze, to w dziewięciu przypadkach na dziesięć warto zboczyć z drogi i przejechać te kilkanaście kilometrów, choćby i danej atrakcji nie było w przewodniku. 9. Przezorny zawsze ubezpieczony, dlatego wynajmując auto zainwestuj kilka dodatkowych groszy na ubezpieczenie przedniej szyby. Dużo nie kosztuje, a unikniesz stresu, gdy na wysokości twojej twarzy pojawi się mała, ledwie widoczna szramka. Wiadomo – kamienie, szutrowe trasy i choćbyście się nie wiem jak starali jechać delikatnie, ryzyko istnieje. Nam akurat z tą ryską się upiekło, ale bywają bardziej dociekliwi pracownicy firm wynajmujących auta. 10. Jeśli lecąc do Islandii wymarzyliście sobie oglądanie wielorybów, to polecamy Husavik na dalekiej północy. Nie dość, że sezon zaczyna się tam najwcześniej (rejsy już od 15 kwietnia), to obsługa rejsu jest bardzo miła i kompetentna. Wielorybów szukają do skutku – nasz rejs miał trwać 4 godziny, trwał prawie 40 minut dłużej, bo złośliwe sukinkoty pochowały się w morzu (zimno było – taki żarcik). No ale z drugiej strony – jak się kasuje 60 euro od osoby, to trzeba zadowolić klienta za wszelką cenę. a) Ale jeśli już chcecie przyjechać do Husavik, to raczej tam nie nocujcie. To miasto żyje z turystów i niestety mocno na nich żeruje. Najlepiej widać to po cenach noclegów, które są absolutnie nie z tej ziemi i nie da się ich porównać z żadnym innym regionem Islandii. Zamiast tego przenocujcie w Akureyri – w przyjemnym hostelu w centrum miasta, z przyzwoitymi ak na Islandię cenami (w pokoju 2-osobowym ok. 100 zł od osoby za dobę). Jeśli będziecie tam w lato, to możecie się wybrać na wieloryby właśnie tam, a jeśli chcecie jechać do Husavik – odległość między tymi miastami to ok. 90 kilometrów. Przy dobrej pogodzie dojedziecie tam w nieco ponad godzinę, ze względu na nieprzewidywalność aury warto jednak zarezerwować sobie na dojazd przynajmniej 90 minut. 11. Jeśli chcesz zjeść wieloryba, to gorąco polecam, bo mięso jest przepyszne, ale mam jedną uwagę, gdzie „gorąco” to słowo klucz. Jak już dostaniesz swoją porcję, to od razu zacznij jeść, nie baw się w small talk, nie czekaj aż podadzą zamówione dania innym. Po prostu jedź! Mięso z wieloryba jest smaczne (niepodobne do czegokolwiek, co do tej pory jedliście), gdy jest ciepłe. Niestety, bardzo szybko stygnie, a zimne stało się (przynajmniej dla mnie) niejadalne. Dlatego dobrze jest w tym przypadku odrzucić nabyte przez lata zasady savoir vivre’u. I jeszcze jedna uwaga: Stek z wieloryba tradycyjnie podawany jest w formie medium rare, co oznacza , że jest całkiem krwisty. Pewnie, można poprosić o dobrze wysmażony, ale wtedy ponoć mięso smakuje znacznie gorzej. 12. A jak już ruszacie w rejs, to nie róbcie tego mając pełne żołądki, na przykład po sutym śniadaniu. Łajby są małe, fale ogromne, buja straszliwie, a zakładam, że większość z Was ma tyle wspólnego z wilkami morskimi, co Jack Sparrow z higieną osobistą. W pewnym momencie nasza urocza przewodniczka widząc, że spośród 12 członków wyprawy lwia część ma zielone twarze zaczęła nas ''uspokajać'', że choroba morska jest zupełnie normalna, nie ma się czego wstydzić i jakby co, może potrzymać włosy albo plecak. I żeby lepiej wymiotować na prawą burtę – bo tam wieje wiatr – by uniknąć różnych, jak to się wyraziła, „funny accidents”. 13. Słowo o islandzkich hotelarzach: Oni najpewniej zdają sobie sprawę z tego, jak mocno zdzierają kasę. I że to nie jest przyjemność na każdą kieszeń. Dlatego warto się w hotelach targować i pytać o rabat. Ani razu mi nie odmówiono. Pewnie, nie są to duże kwoty – czasem udało się utargować 50 zł, czasem 70, a czasem darmowe śniadanie, ale jak tak zbierzemy wszystko do kupy, wyjdzie nam wcale nie taka mała kwota. 14. Islandczycy to rzeczywiście przemili ludzie, ale nie ma się co dziwić. To my – turyści – ich utrzymujemy. Dość powiedzieć, że w tym roku przyjedzie tutaj niecały milion turystów. To trzy razy więcej niż liczba wszystkich mieszkańców Islandii. Ale jak np. pytasz o drogę, to Islandczycy ci za bardzo nie pomogą. – My nie używamy numerków. Ale jeśli jesteś zainteresowany poradą w stylu: Jedź do wielkiego czarnego kamienia, a za nim skręć w prawo, to chętnie pomogę – usłyszałem w jednym z biur informacji turystycznej. A przy tym mają niewielką wiedzę na temat swojego kraju. – Jedziemy na południe. Co tam jest Twoim zdaniem ciekawego do zobaczenia? – zapytałem na statku w Husavik naszą „panią kapitan”. – Południe…hmmm….czekaj… – zaczęła się zastanawiać, a olśnienie przyszło po minucie. – Wiem! Błękitna Laguna, tam jest super! – odpowiedziała w końcu. – Naprawdę? – spytałem. – Tak, widziałam na zdjęciach. Zwala z nóg – odpowiedziała niezrażona. 15. I generalnie pamiętajcie o ubezpieczeniu podróżnym, bo choć Islandia to turystyczny mainstream, to jednak w kraju o tak nieprzewidywalnej pogodzie, gdzie dzielą i rządzą siły natury, wszystko się może zdarzyć. Rozważcie więc zakup polisy w Polsce, np. na stronie Sami skorzystaliśmy i serdecznie wam polecamy – trudno o lepszą ofertę na rynku. PS. Tak, „sprzedaliśmy się”. Ale przynajmniej na rzecz wiarygodnego produktu. 16. Jeśli w swoim planie na zwiedzanie Islandii przeznaczyliście jeden dzień na Reykjavik, to darujcie sobie. To nie jest ciekawe miasto – na zwiedzenie wszystkich najciekawszych atrakcji stolicy tego kraju spokojnie wystarczy kilka godzin. 17. Słówko o pogodzie – Islandczycy mówili nam, że dla nich to był najzimniejszy początek maja od lat. I rzeczywiście – maksymalna temperatura wynosiła 7 stopni (z silnym wiatrem), minimalna (na północy) momentami dochodziła do -7. Pogoda jest przy tym niesamowicie zmienna – w jednej chwili świeci słońce, po chwili zaczyna padać śnieg i tak w kółko. Najgorzej było w okolicach jeziora Myvatn i jaskiń Dimmu Borgir, gdzie sypało tak, że nic nie było widać, a śnieg miejscami sięgał prawie do kolan. 18. Jeśli znudziły Ci się cuda przyrody, a popierasz PiS i jesteś tropicielem spisków, to Islandią będziesz zachwycony. Praktycznie w każdym większym mieście znajdziesz ogromne budynki z charakterystycznymi symbolami masonerii. Tak jest – Islandczycy wcale się z tym nie kryją. Co więcej, jest ich w szeregach masonerii bardzo dużo. Według stanu na 2011 rok do Islandzkiej Loży Masońskiej należało 3379 osób. Mało? Dla porównania – w całym kraju mieszka 310 tys. mieszkańców. Nie będziemy Wam pisać, co warto zobaczyć, bo i tak przeczytacie to w przewodniku. Wiadomo, że Złoty Krąg, gejzery czy lodowa laguna Jokulsarlon to pozycje obowiązkowe. Dlatego tylko w kilku punktach napiszemy, na co zwrócić szczególną uwagę: – za Reykjavikiem pojechaliśmy jedynką na północ i objechaliśmy tzw. fiord wielorybów. Widoki są ładne, ale jeśli nie chcecie obejrzeć wodospadu Glymur (ma 200 metrów wysokości i podobno urywa dupę, jest na zakończeniu fiordu), to nie ma sensu tam się pakować. Stracicie tylko dobre 100 kilometrów, więc zamiast tego od razu możecie przejechać tunelem do Akranes. – jadąc do Akureyri warto nadłożyć trochę drogi i przejechać przez Olafsjoordur i Siglufjörður (które Islandczycy nazywają ''miastem śledzi'') – bardzo malownicze miasteczka położone w bajeczny fiordzie. – jadąc nad jezioro Myvatn koniecznie zatrzymajcie się w Dimmuborgir. To wspaniała dolina pełna jaskiń i stożkowatych powulkanicznych pagórków, w których według ludowych podań mieszka 13 złośliwych skrzatów, którzy są islandzkimi odpowiednikami Świętego Mikołaja. Każdy z nich ma jakąś swoją specjalizację (jeden liże łyżki, drugi hałasuje w domu, kolejny wyjada rzeczy ze spiżarni), ale spokojnie – skrzaty psocą się tylko złym ludziom i niegrzecznym dzieciom. Tym dobrym rozdają prezenty. – za Egilsfjordur droga krajowa numer 1 przechodzi w szutrówkę. Nie ma co się obawiać – droga jest prosta jak stół, samochodów brak, a widoki super. Jadąc dalej na południe warto zjechać z jedynki w prawo na przełęcz Oxi. Droga jest trudna i bardzo kręta, ale widok zapiera dech w piersiach. Gorąco polecamy. – Za Hofn koniecznie zatrzymajcie się u stóp wulkanu Eyjafjallajökull – słynnego wulkanu, którego wybuch w 2010 roku na kilka tygodni spowodował transportowy chaos w Europie. Kilkaset metrów za farmą, która mocno ucierpiała w czasie erupcji wulkanu (na zdjęciu) znajduje się małe muzeum. Warto je zobaczyć i zostać na projekcję filmu, który pokazuje życie ludzi mieszkających u stóp wulkanu i to, co się z nimi działo w czasie wybuchu. – Najbardziej zapierające dech w piersiach widoki są na trasie do Hofn. Jeździ tamtędy bardzo mało samochodów (nawet jak na islandzkie standardy), co oznacza dużą szansę na niezapowiedziane atrakcje. Może to być np. przebiegające szosą stado renigerów albo pływające przy samym brzegu foki – Jeśli koniecznie chcecie zobaczyć Detifoss i Selfoss, a droga dojazdowa do niego jest akurat zamknięta z powodu obfitych opadów śniegu (my tak mieliśmy), to nie wszystko stracone. Trzeba tylko pojechać do Reykhalio (największa miejscowość nad jeziorem Myvatn), skąd prowadzone są wycieczki do wodospadów jakimś ichnim moster truckiem. – niesamowita jest plaża w Vik, której charakterystycznym punktem są ogromne skały na niej usytuowane. Lepsze widoki na plażę i okolice znajdziecie 2-3 kilometry za Vik na klifowym wzniesieniu z latarnią morską (można dojechać samochodem). Islandia nas zachwyciła i na pewno wrócimy tu z Helcią. Pozostały nam piękne wspomnienia i do szczętu zrujnowane portfele. Ale i tak było warto. Tutaj znajdziesz kolejny wpis o Islandii. PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
Malwina Wrotniak2011-07-26 06:00redaktor naczelna 06:00/ ingimageTo naród, który choć geograficznie odizolowany, bardzo towarzyski. Ludzie uwielbiają tu zebrania, które organizują na potęgę i bez większych powodów. Dlaczego tutejsza książka telefoniczna to spis wg imion? Czy prawdą jest, że niemal każdy obywatel gra na jakimś instrumencie i śpiewa? Jak spędza się tu dnie i dlaczego w połowie seansu wychodzi z kina? Wątpliwości rozwiewa p. Danuta Szostak, Konsul Generalny RP w Reykjaviku. Malwina Wrotniak, Cała Islandia to tylko 30 miast i bardzo mała gęstość zaludnienia (2,7 os./km2, tymczasem w Polsce – 120,9 osób/km2). Jak przekłada się to na mentalność mieszkańców? Danuta Szostak Danuta Szostak, Konsul Generalny RP w Reykjaviku: Islandia jest wyspą na Oceanie Atlantyckim, w połowie drogi między Europą a Ameryką, jest to fakt. To oczywistość, ale właśnie o rzeczach oczywistych łatwo się zapomina. W zasadzie trudno o lepszy zwięzły opis Islandii niż „wyspa na Oceanie Atlantyckim”. Wyspy są wyizolowane, jak wskazuje na to samo słowo. Mieszkać na wyspie znaczy być wyizolowanym, a niekoniecznie pociąga to za sobą poczucie osamotnienia. Islandczycy lubią przebywanie w grupie i wysoko sobie cenią towarzystwo i udział w życiu socjalnym społeczności. Inne nieco jest tutaj rozumienie pracy, która dla większości mieszkańców wyspy ma w pierwszym rzędzie znaczenie socjalne i daje poczucie wspólnoty. Niemalże w każdej firmie dzień pracy zaczyna się od wspólnej kawy, czy śniadania. Do tego należy dodać, że na wyspie tej mieszka niewiele ponad 300 tysięcy ludzi. Większość z nich, bo blisko 65% znalazło swoje miejsce na ziemi na półwyspie Reykjanes, czyli w samym Reykjaviku oraz jego okolicach. Największe miasto islandzkie poza tym rejonem to Akureyri, położone na północy wyspy – ma tylko około 16 tysięcy mieszkańców. W Islandii są miasta i miasteczka liczące np. 80, a czasami i mniej mieszkańców. Są miejscowości, gdzie faktycznie znajduje się tylko jedna farma, a na niej mieszka i pracuje jedna rodzina. Oczekiwać można więc dystansu. Mentalność i relacje międzyludzkie w dużym stopniu zależą od miejsca zamieszkania. Mieszkańcy malutkich osad niewątpliwie mają inne nastawienie do życia, aniżeli mieszkańcy Reykjaviku. Życie tych pierwszych przebiega zgodnie z naturalnym porządkiem dnia i pory roku. "Mieszkać na wyspie znaczy być wyizolowanym, ale Islandczycy lubią przebywanie w grupie i cenią wysoko sobie towarzystwo " Jeśli zajmują się prowadzeniem farmy owczej – ich zajęcia wyznaczają pory przychodzenia na świat jagniąt, wypuszczania młodych wraz z matkami na łąki, gdzie spędzają czas aż do jesieni. Potem kończy się okres letni, następuje czas strzyżenia i bicia jagniąt – z roku na rok wzrasta w Islandii ilość produkowanej i eksportowanej jagnięciny. Do tego należy dodać, że islandzka jagnięcina uważana jest przez samych Islandczyków, i nie tylko, za najlepszą na świecie. Nie szkodzi, że mieszkańcy Nowej Zelandii w taki sam sposób oceniają wartość produkowanej na swojej wyspie jagnięciny. Port w Reykjaviku; "Islandczycy wysoko sobie cenią życie socjalne i nie kończące się dyskusje, nieważne na jaki temat" Wydawałoby się, że w okresie zimowym mieszkańcy małych osad i miasteczek żyją wolniejszym tempem, poświęcając czas na robienie swetrów na drutach (bardzo popularne na Islandii nie tylko wśród mieszkańców małych miasteczek, ale również wśród mieszkańców stolicy), oglądanie telewizji, niekończące się rozmowy i dyskusje na różnego rodzaju tematy, czytanie czy muzykowanie (prawie każdy mieszkaniec Islandii gra na jakimś instrumencie i śpiewa). W stolicy i okolicach czas biegnie szybciej (daleko mu jednak do tempa życia w innych europejskich stolicach, nie wyłączając Warszawy), aniżeli na prowincji. Zajęcia mieszkańców nie są aż tak uzależnione od pory roku. Zima jest tu równie długa i ciemna, a lato krótkie i słoneczne, jeśli jest bezchmurna pogoda. Rytm życia wyznacza praca, życie rodzinne, towarzyskie i rekreacja oraz sport, które są tutaj bardzo popularne. Otwierane o godzinie 6 rano siłownie, baseny szybko zapełniają się ludźmi, którzy traktują wysiłek fizyczny jako dobry początek dnia. Wielu Islandczyków uprawia jogging, wielu, mimo niesprzyjających warunków pogodowych jeździ do pracy rowerem. Z racji pełnionej funkcji, spotyka Pani wielu Polaków. Co wiedzie ich „na Północ”? Dla pełnego zdefiniowania powodów przyjazdu Polaków do Islandii należałoby zapytać ich wprost. Moje oceny, których dokonuję na podstawie kontaktów, rozmów i własnych obserwacji wcale nie muszą odpowiadać w 100% stanowi faktycznemu. Największy napływ obywateli polskich na wyspę miał miejsce po rozszerzeniu Unii Europejskiej i w okresie bezpośrednio poprzedzającym przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Islandia była wtedy w zasadzie jednym wielki placem budowy i potrzebne były każde ręce do pracy. Ludzie więc przyjeżdżali zachęceni wysokim wynagrodzeniami, dobrymi warunkami socjalnymi i łatwością znalezienia zatrudnienia. W okresie budowy Huty Alcoa w Reydarfjörður – w Krakowie otwarto specjalne biuro naboru pracowników. Islandzkie instytucje wychodziły naprzeciw polskim pracownikom, zatrudniając osoby mówiące po polsku dla obsługi polskich pracowników. Polskie ręce do pracy miały i mają nadal świetną opinię wśród miejscowych pracodawców. Jednym i chyba najważniejszym przyjazdu i Polaków do Islandii jest więc, a właściwie była, dobra płaca i praca. Godafoss - jeden z najbardziej spektakularnych islandzkich wodospadów Część z nowo przybyłych pracowników traktowała swój pobyt i pracę na wyspie jako czasowy. Przyjechać, zarobić i wyjechać. W latach 2006 – 2008 liczba Polaków mieszkających i pracujących na wyspie dochodziła nawet do 16–17 tysięcy. W chwili obecnej zaś liczba ta wynosi około 12 tysięcy. Nie należy jednak sądzić, że to tylko kryzys spowodował wyjazd 5 tysięcy osób – nic bardziej błędnego. Nie było eksodusu Polaków z Islandii. Budowa huty Alcoa została zakończona, ukończono wiele inwestycji budowlanych, na których pracowali Polacy zatrudnieni na kontraktach, część osób pracujących na wyspie, które utrzymywały siebie i rodziny w Polsce wyjechała, bo spadek wartości korony islandzkiej nie dawał już możliwości utrzymywania „dwóch domów”. Migracja zarobkowa Polaków, która na dużą skalę towarzyszyła rozszerzeniu Unii Europejskiej dotyczy głównie ludzi młodych, którzy z różnych przyczyn poszukują swojego miejsca poza granicami własnego kraju. Analogiczna sytuacja miała i ma miejsce w odniesieniu do Islandii. Przybywający tu w poszukiwaniu pracy młodzi ludzie w pewnym momencie swojego życia dochodzą do wniosku, że Islandia im odpowiada, podoba się im i pragną w tym kraju osiągnąć stabilizację – dla tej części osób, praca nie jest jedynym powodem, dla którego osiedlają się na wyspie. Zakładają rodziny, przychodzą na świat ich dzieci, a w Islandii żyje się wygodnie i bezpiecznie, nawet w sytuacji utraty pracy. "Otwierane o godzinie 6 rano siłownie, baseny szybko zapełniają się ludźmi, którzy traktują wysiłek fizyczny jako dobry początek dnia." Są też tacy, których wyspa wabi swoją naturą, bezkresnym krajobrazem i majestatem lodowców i dla nich to jest głównym powodem, dla którego swoją przyszłość wiążą z Islandią. W końcu dorobiła się etykiety prawdziwie magicznego miejsca na ziemi. Co Pani wydaje się tam najbardziej nietypowe? Na pierwszy rzut oka to kraj, jak wiele innych, wyspa zamieszkała przez nieliczny naród posługujący się językiem, który nie zmienia się od wieków, nie przyjmuje tzw. nazw i zwrotów międzynarodowych. W języku islandzkim telewizja nazywa się inaczej niż w większości języków, komputer, telefon i wiele innych przedmiotów czy zjawisk - również. W zasadzie, gdyby np. znaleziono dziś sagę napisaną 500 lat temu – żaden Islandczyk nie miałby kłopotu z jej przeczytaniem i zrozumieniem, bo język jest ciągle taki sam. Książka telefoniczna, spisy pracowników i różnego innego rodzaju listy osób ułożone są według alfabetu, ale według imion(!). W Islandii nie ma nazwisk w rozumieniu europejskim, ważne jest imię lub imiona, za którymi następuje określenie, czyją jest się córka lub czyim synem np. Erna Olafsdóttir – to Erna, córka Olafa, a Geir Fridriksson, to Geir, syn Fridrika. Można sobie wyobrazić, że tak samo nazywających się osób w książce telefonicznej jest wiele – nie pojmuję, w jaki sposób można ich odróżnić, a Islandczycy zawsze dokładnie wiedzą o kogo chodzi. Można czuć się zaskoczonym taka sytuacją. Wcześniej już wspomniałam, że mieszkańcy Islandii wysoko sobie cenią życie socjalne i nie kończące się dyskusje, nieważne na jaki temat. Bardzo popularne są tutaj zebrania. Zebrania organizowane są w zakładach pracy, instytucjach, wspólnotach mieszkaniowych, przedszkolach, szkołach, ministerstwach, organizacjach społecznych – jednym słowem wszędzie. Podczas zebrania prowadzone są zażarte dyskusje, pije się kawę i je ciasto – po jego zakończeniu nikt nie pamięta powodu, dla którego zostało zwołane i czemu miała służyć dyskusja. Ważne, że się odbyło, że była kawa, można było porozmawiać. Islandzki kolega kiedyś próbując mi tłumaczyć znaczenie zebrań w życiu zawodowym i społecznym na wyspie, powiedział, że dzień bez zebrania jest dniem straconym, a jeśli nie ma ważnego powodu, zwołuje się zebranie, aby ustalić temat następnego. Typowy dzień Islandczyka jest... typowy? (śmiech) Przeciętny mieszkaniec miasta na wyspie zaczyna dzień od wizyty na stacji benzynowej, gdzie kupuje kawę i śniadanie, następnie jedzie do pracy, która rozpoczyna się od wspólnej kawy, w południe należy wyjść celem zjedzenia lunchu. Po zebraniu kończącym dzień pracy jedzie się do domu. Około godziny 18-19 człowiek znów robi się głodny, więc wychodzi i jedzie z rodziną czy znajomymi na obiad, najlepiej do restauracji, a jeśli na nią brakuje pieniędzy – przynajmniej na pizzę czy hamburgera. Późno wieczorem należy pojechać do jednej z licznych lodziarni w mieście i kupić „wiaderko” lodów, które zjada się oglądając film lub program telewizyjny. To „wychodzenie na jedzenie” jest zadziwiające w społeczeństwie dotkniętym głębokim kryzysem – ale może chodzi o podreperowanie branży „jedzeniowej”, bo ciągle otwierane są nowe restauracje i nie są one puste. Najbardziej zaskoczyła mnie przerwa podczas seansu w kinie – tak, to nie żart, ani anegdota. Seans filmowy w kinie zaczyna się, tak jak np. w Polsce – oczywiście od reklam. Podczas reklam widzowie zajmują miejsca, usadawiają na wyciągnięcie ręki litrowe kubki coca-coli i wiaderka popcornu – zaczyna być słychać szelest odwijanych z papierków słodyczy, mlaskanie, popijanie coca-coli i gryzienie popcornu. Mniej więcej w połowie filmu projekcja zostaje wstrzymana na około 15 minut. Widzowie wychodzą celem uzupełnienia zapasów napojów, słodyczy i popcornu. Po czym znów zajmują swoje miejsca przeciskając się przez porzucone opakowania po zjedzonych w czasie pierwszej części projekcji słodyczach, depcząc upadły na podłogę popcorn. Nie lubię chodzić do kina w Islandii. W obliczu ostatnich wydarzeń - jakie wyzwania stoją przed Islandią w najbliższym czasie? Największym niewątpliwie wyzwaniem jest osiągnięcie stabilizacji gospodarczej, doprowadzenie do końca negocjacji akcesyjnych, pomyślny wynik ogólnonarodowego referendum i przystąpienie do Unii Europejskiej. Po drodze jest jeszcze zmiana Konstytucji (prace nad projektem nowej ustawy zasadniczej już trwają) i odbudowanie zaufania społecznego do polityków. Myślę, że powinno to się udać mieszkańcom magicznej wyspy. Tego w każdym razie im życzę. Dziękuję za rozmowę. Polecamy: Tam mieszkam: Islandia (cz. 1 – wulkan, kryzys i pieniądze)Źródło:
zycie na islandii forum